Był taki punkt w historii, kiedy magia polskiego dworu połączyła się z magią raczkujących motoryzacji i fotografii. Okres ten przypadł na pierwszą połowę XX wieku, kiedy po XIX-wiecznym skoku technologicznym dostęp do fotografii i samochodów stawał się dla ludzi coraz łatwiejszy. Niestety w odróżnieniu od rozkwitającej techniki polski dwór ze względu na bestialstwo komunizmu z dnia na dzień dotarł do kresu swych dni… Tak, przedwojenne fotografie samochodów na tle dworów zawsze przyprawiały mnie o szybsze bicie serca!
***
W 1770 roku, kiedy na naszych ziemiach toczyły się wydarzenia pierwszego polskiego powstania narodowego zwanego Konfederacją Barską, we Francji skonstruowano pierwszy pojazd mechaniczny o napędzie parowym. Sto piętnaście lat później, w 1885 roku, Carl Friedrich Benz zbudował w Niemczech samochód 3-kołowy; a Gottlieb Daimler stworzył lekki jednocylindrowy czterosuwowy silnik spalinowy, gdzie jako paliwo zastosowano benzynę. W kolejnym roku Daimler wspólnie z Wilhelmem Maybachem zaczęli wytwarzać samochody osobowe. Ówczesne pojazdy wzorowane były na znanych wówczas powozach konnych, a zwłaszcza lekkich bryczkach. W ten właśnie sposób powstał aktualny do dnia dzisiejszego standard samochodu osobowego. W 1907 roku Henry Ford uruchomił w Detroit pierwszą wielkoseryjną produkcję Modelu T, którego powstało wówczas ponad 15 milionów sztuk.

Dwanaście lat wcześniej w Czempiniu, małym miasteczku leżącym na terenie ówczesnego Wielkiego Księstwa Poznańskiego Leonard Durczykiewicz otworzył swój pierwszy zakład fotograficzny. Miał wtedy zaledwie 19 lat! W nowoczesnym zakładzie fotografował głównie mieszkańców miasteczka i okolicznych wiosek. W niedziele dla odmiany wsiadał na wóz i ruszał na wieś fotografować dwory i pałace ziemiaństwa polskiego. Jako że był obrotnym fotografem i handlowcem, dość szybko dorobił się pierwszego samochodu w miasteczku i swą pasję kontynuował już objeżdżając polskie dwory automobilem. Durczykiewicz sfotografował łącznie 111 dworów i pałaców polskich w Wielkopolsce. W marcu 1912 roku na podstawie zebranego materiału fotograf własnym nakładem wydał przepiękny album. Półtora roku później, 21 października 1913 roku Durczykiewicz był fotografem na ślubie Zofii Kwileckiej z Feliksem Sobańskim. Tego dnia sfotografował również parking automobilowy przed pałacem.

Gdy spojrzymy na ilość samochodów obecnych na zdjęciu; nie zdziwi nas fakt, że już cztery lata wcześniej powstało Towarzystwo Automoblistów Królestwa Polskiego. Jego założycielem był Władysław ks. Drucki-Lubecki – polski ziemianin kresowy i działacz społeczny, właściciel dóbr w Teresinie. Towarzystwo to było bardzo elitarne – w 1913 roku wśród 141 jego członków znajdowało się 18 książąt, 32 hrabiów oraz 2 margrabiów. TAKP formalnie istniało zaledwie pięć lat, do wybuchu I Wojny Światowej. Towarzystwo nie przestało jednak działać, zmieniło tylko priorytety. Jak większość polskich stowarzyszeń w tym okresie, porzuciwszy działalność towarzysko-sportowej zaczęło działać na rzecz odzyskania przez Polskę niepodległości. Z ich inicjatywy powstało m.in. Polskie Towarzystwo Pomocy Sanitarnej, które było zaczątkiem Polskiego Towarzystwa Czerwonego Krzyża.

Po wojnie, w 1921 roku, w miejsce wcześniejszego Towarzystwa powstał Automobilklub Polski. Jego pierwszym prezesem został Zdzisław ks. Lubomirski herbu Szreniawa bez Krzyża będący polskim prawnikiem, politykiem i działaczem społecznym, prezydentem Warszawy, członkiem Rady Regencyjnej, księciem, właścicielem dóbr Mała Wieś. Jego kadencja w AP trwała zaledwie kilka miesięcy. Książę całe swoje życie pracował najpierw na rzecz odrodzenia Polski, potem już dla Polski. Z jego bardzo bogatego życiorysu warto przy okazji tego tekstu przywołać jeszcze jeden epizod – w latach 1931 – 1935 Lubomirski był prezesem Naczelnej Rady Organizacji Ziemiańskich, gdzie reprezentował interesy swojej warstwy społecznej. Po Lubomirskim w sumie przez dziewięć lat stanowisko prezesa AP piastował Karol hr. Raczyński (ur. w 1878 r. w Rogalinie). Był synem Edwarda i Marii z Krasińskich Raczyńskiej. Jako jedyny spadkobierca, w 1903 r. otrzymał dobra w Złotym Potoku, a już następnego roku zawarł związek małżeński ze Stefanią Czetwertyńską. Rozmiłowany w automobilizmie Karol w 1903 r. wziął udział w rajdzie dookoła Belgii, a w 1909 r. wszedł w skład zarządu Towarzystwa Automobilistów Królestwa Polskiego. W 1914 r. uczestniczył jako komandor w rajdzie dookoła Polski. Hrabia Raczyński został dożywotnio Honorowym Prezesem Automobilklubu Polskiego.
Czas dwudziestolecia międzywojennego to prawdziwy okres świetności dla polskiej motoryzacji. Na zdjęciach poniżej prezentujemy kilka zdjęć ze zorganizowanego w kwietniu 1931 roku przez polski Touring Klub rajdu samochodowego i motocyklowego do Spały:
***





Według danych statystycznych z 1927 roku, jeden samochód przypadał na około dwa tys. mieszkańców Polski. Już z tej prostej statystyki można wyciągnąć słuszny wniosek, że na posiadanie samochodu mogły sobie pozwolić tylko osoby zamożne. Za produkowanego w Polsce na włoskiej licencji Fiata 508 trzeba było zapłacić ok 5,5 tys. złotych – dla porównania solidna miesięczna pensja oscylowała w okolicy 250 złotych. Nie dziwi więc, że pierwsze samochody na wsiach pojawiały się przy pałacach i dworach właśnie. Już w 1912 roku w zeszycie 3 czasopisma „Wieś i Dwór”, w artykule o sporcie samochodowym zachwalano ten środek transportu: popyt na samochody rośnie z roku na rok. Szybka jazda, niezależność od miejsca i godziny, umiejętność i wprawa w prowadzeniu maszyny – to wszystko nęci i pociąga, zwłaszcza właścicieli ziemskich, do nabywania samochodów, nieodzownym jest wszakże warunkiem, aby, chociaż z przerwami, przy sterze siedział sam właściciel. Dopiero wtedy bowiem odczuwa pełną przyjemność swobodnej i szybkiej jazdy, a ćwicząc oko, słuch i sprawność umysłu, prawdziwą odczuwa przyjemność sportu. O tym jakie emocje towarzyszyły pierwszym samochodowym podróżom może zaświadczyć opis Walentego Zielińskiego, który znalazł się w 11 zeszycie „Wsi i Dworu” z 1913 roku: Maszyna ryknęła, zakotłowało się, zaszumiało… Czerwony potwór benzynowy pędzi już w smudze oślepiającego światła. Pęd wichru uderza, siłą swą chce nas chyba powstrzymać – lecz daremna praca – potwór wrzyna się w wichrowe wiry, szum, świst, bezskuteczna walka żywiołu z wytworem genjuszu ludzkiego. Bezradny wicher w chaotycznym wysiłku trzęsie koronami przydrożnych drzew… gdy je w pędzie mijamy – szumią liśćmi, pochylają się, lecz gdyśmy przyjechali, już się dumnie wyprostowują i tylko szepcą coś, może „dobranoc wam”, a może „czy daleko do piekła?”. Obielone kamienie przydrożne uciekają przed wzrokiem tak szybko, że liczyć ich nie można; próbowałem: raz, dwa, trzy… ale gdzie tam, już jest siedem… jedenaście… daremna praca. Na pół wiorsty albo i więcej przed mijaniem furmanek maszyna trąbi i ryczy – nie zdążyliby się namknąć… przerażony woźnica zjeżdża coprędzej na bok, zeskakuje i chwyta konie za wędzidła u pysków… ledwo zdążył – już go rozszalały potwór minął i na pastwę ciemności w pomroku nocy pozostawił.
Choć w pismach z epoki mowa jest o sporcie samochodowym, nie należy wiązać tego stwierdzenia z dzisiejszym rozumieniem słowa sport. Wtedy sam sport był zjawiskiem powszechnym, a nie elitarnym. Warto podkreślić, iż samochód służył ziemianom przede wszystkim do przemieszczania się. Część z właścicieli ziemskich zimy spędzała w mieście, a do dworu przyjeżdżała tylko latem. Niekiedy takie podróże bywały bardzo męczące, po drodze trzeba było odwiedzić krewnych oraz wiele sąsiednich majątków. Nim wynaleziono samochody i upowszechniła się kolej podróżowano więc powozami, co zwykle było czasochłonne (ujeżdżało się wtedy ok. 10 km/h) i bardzo męczące. Automobil ułatwiał więc tutaj życie, ale czy poprawiał jego jakość? Hipolit Milewski ze dworu w Geranonach na Litwie po latach wspominał: oprócz straty czasu, o którym w późnym wieku człowiek się przekonywa, ze właściwie co do rezultatów funta kłaków nie wart… było daleko przyjemniej i wygodniej [podróżować powozami i karetami] niż w dzisiejszych <<sleepingach>>, <<dining-carach>>, tym bardziej automobilach (…), w których człowiek ma wrażenie, że jest nadaną na pocztę kopertą lub posyłką. Tak i niektórzy Ziemianie, aż do samej wojny woleli podróżować powozami. Jeden z gości Sikorskich w Chełmach Wielkich na Pomorzu, zaproszony z żoną na wakacje latem 1939 roku, napisał: Na przystanku autobusowym w Brusach oczekiwała nas staroświecka kareta, zaprzężona w dwa cuganty dworskie. Na koźle siedział stengret w liberii z siwymi bokobrodami. Wnętrze karety pachniało lawendą i naftaliną. Na drzwiczkach karety herby. (…) Wszystko to nas, mieszczuchów, ubawiło ogromnie. Później przyszła kolejna wojna.

***
Na koniec trzeba zmierzyć się z pytaniem, co dziś pozostało nam z tego wielkiego ducha przedwojennego automobilizmu. Wydawać by się wszak mogło, że w świecie, w którym prawie wszystkie polskie dwory spotkała eksterminacja i gdzie (według badań z 2012 roku) ogłoszono, że na dwóch mieszkańców Polski przypada jeden samochód – bardzo niewiele. Nic bardziej mylnego! Raptem kilkanaście dni temu, 18 kwietnia, przy dworze na Wichrowym Wzgórzu hucznie otwarto tegoroczny sezon motocyklowy, a przy dworze w Koszutach w zeszłym roku odbył się IV Zlot Zabytkowych Saabów. Uważny czytelnik z pewnością dostrzeże, iż te dwie imprezy dotyczyły jedynie pojazdów powojennych. Na takiego czytelnika czeka Pałac w Korczewie nad Bugiem na Podlasiu, gdzie cyklicznie odbywają się wystawy zabytkowych samochodów. Tamże do dziś przetrwała prawdziwa magia lat XX ubiegłego wieku!
I jest jeszcze dwór Gorajskich – mieszący się w Lublinie, przepiękny, wczesnobarokowy budynek, który przejezdnych zaskakuje przymocowanym na swej elewacji podświetlanym szyldem popularnego oleju samochodowego. Po chwili zdziwienie mija bezpowrotnie – wszak nad tym neonem znajduje się również logo Automobilklubu Lubelskiego, który swoją działalność rozpoczął w 1930 roku. W latach siedemdziesiątych ów wiekowy dwór stał się jego siedzibą i tak koegzystują sobie do dnia dzisiejszego.
Spowszechniały samochody, spowszechniała i fotografia. Jednak i dziś możemy napotkać przepiękne, pozowane sceny rodzajowe na tle starych dworów i samochodów. Zwykle są to sesje ślubne, upamiętniające jedną z najważniejszych chwil w życiu. Choć już nie przed własnym dworem i przy wypożyczonym tylko automobilu, ale równie sentymentalnie jak dawniej. Widać, nie tylko mnie porusza ta historia i ten przeszły już niestety świat…
Ilustracje dobrane przez Autora pochodzą ze zbiorów własnych oraz Internetu. Szczególne podziękowania dla Narodowego Archiwum Cyfrowego za udostępnienie archiwalnych fotografii.
Wybrana bibliografia:
- Monografia Automobilklubu Polski, Warszawa, 2009 rok
- http://biznes.newsweek.pl/panie-marszalku–jak-zyc–ceny-i-zarobki-w-ii-rp,104856,1,1.html
- W ziemiańskim dworze – Maja Łozińska, Warszawa